Z kart historii – późny awans weterana wojny bolszewickiej

2 413

Późny awans weterana wojny bolszewickiej

– Rozkazem Ministra Obrony Narodowej awansuję pana do stopnia podporucznika… – czytał rozkaz pułkownik. Świeżo upieczony podporucznik miał 91 lat.
Uroczystość odbywała się w jego rodzinnym domu, tym samym, z którego 72 lata przed awansem wyszedł na wojnę i w którym dwa lata później zmarł. Poza pułkownikiem i chorążym Laskowskim z WKU w Ostrołęce uczestniczyli w niej syn, dwie córki, trzech wnuków, jedna prawnuczka i przyjaciele weterana. Był marzec roku 1991.

Odrodzona Rzeczpospolita awansami i specjalnym medalem nagradzała żyjących jeszcze weteranów wojny polsko-bolszewickiej, która toczyła się w latach 1919 – 1921. Tych, którzy byli w stanie opuszczać dom, dekorowano w Wojskowej Komendy Uzupełnień w Ostrołęce. Dziadek prawie nie wstawał już wtedy z łóżka. Wyprosiłem, by został udekorowany w rodzinnym domu.

W mojej pamięci zachowało się niewiele dziadkowych opowieści. Bo też i niewiele o tej wojnie dziadek opowiadał. Za Polski Ludowej nie był to powód do chwały. Coś jednak się zachowało.

Majowa defilada w Kijowie. Odbyła się 9 maja 1920 roku. Nikt wtedy nawet nie przypuszczał, że po 1945 będzie to dzień defilad w naszej części Europy, świętowany na pamiątkę kapitulacji III Rzeszy. W maju roku 1920 ulicami Kijowa oddziały polskie defilują razem z oddziałami ukraińskimi. Flag polskich było niewiele, by mieszkańcy Kijowa nie uznali, że to początek polskiej okupacji (w Kijowie była to piętnasta zmiana władzy w ciągu trzech lat od upadku caratu). O polskich żołnierzach doświadczeni w takich sprawach kijowianie powiedzieli: „nie utrzymają się długo – za czyści”.

Wieś na wzgórzu pod Kijowem. Ukryty pod kupą gnoju erkaemista strzela w dół, na łąkę, którą naciera konnica.

– Dużo ich spadło z koni, ale czy to od moich kul, czy kolegów, nie wiem, strzelali wszyscy – opowiadał dziadek.

Fakt, że później, gdy bolszewicy już zdobyli wieś,  bardzo szukali pulemiotczika.  – Nie wiem dlaczego, ale ja wziąłem apteczkę i opaskę po zabitym sanitariuszu i udawałem medyka. Jeden Kozak chciał mnie ciąć szablą, ale ich dowódca krzyknął, żeby nie zabijał, bo sanitar się przyda.

Obóz jeniecki w Kałudze. Głód. Tęsknota za rodzinną wsią i narzeczoną. Trzy ucieczki, nocne marsze torami. I tyfus, który je przerywał.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót do domu. Rodzinna wizyta u fotografa w Krasnosielcu. Stoi w mundurze, pierwszy z prawej. Pośrodku rodzice z uroczystymi minami, siostry, brat. Fotografii nie robiło się tak jak teraz, codziennie. Musiał być po temu ważny powód. Szczęśliwy powrót z wojny był jednym z nich.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Wdrożyliśmy RODO, chronić i zabezpieczyć Twoje dane osobowe. Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz na to zgodę Więcej informacji Akceptuj Czytaj więcej