Teatr Cioci Heni – jak powstał i jak działa?

3 847

Teatr Cioci Heni – jak powstał i jak działa? 

Teatr Cioci Heni zdobył serca publiczności. Spektakle odbywają się przy pełnej widowni. Ostatnia sztuka „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna” wzruszała i bawiła publiczność.
https://makowonline.pl/swietny-spektakl-teatru-cioci-heni-w-mdk/
Teatr, jak sama nazwa wskazuje, nierozerwalnie związany jest z jego twórczynią, Henryką Brdękiewicz.
O tym jakie były początki teatru, o drodze do uznania i sukcesu oraz o kulisach pracy tego amatorskiego teatru, o godzeniu pasji z pracą rozmawiamy z twórczynią teatru i reżyserką Henryką Brdękiewicz.

Pani Henryko, porozmawiajmy o początkach powstania teatru, jak to się zaczęło?

Teatr to moja pasja od młodych lat. Po maturze w Liceum Pedagogicznym w Pułtusku ukończyłam 3-letnie Studium Choreografii w Grodzisku Mazowieckim, później studia magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim (Wydział Psychologii i Pedagogiki) a później podyplomowe Studium z zakresu logopedii. To wszystko utwierdziło mnie, że mogę rozwijać zdolności artystyczne dzieci. Pracowałam z uczniami klas I-III. Przygotowywaliśmy różne formy sceniczne na apele, akademie szkolne oraz przedstawienia z którymi braliśmy udział w różnych konkursach zajmując czołowe lokaty. Fascynowała mnie również praca w harcerstwie, bo tam można było wymyślać różne zabawy, tańce i śpiewy.

 

Później przeszła Pani na emeryturę, praca z uczniami się skończyła, ale pasja teatralna trwała, a nawet się rozwinęła.

Gdy przeszłam na emeryturę w 1995 r. pracowałam jeszcze jako logopeda 12 lat. Nie odpoczywałam zbyt długo, gdyż koleżanka (była moja uczennica Urszula Rak) zaproponowała , aby na beatyfikację Jana Pawła II wystawić w kościele z młodzieżą „Gościa oczekiwanego” Zofii Kossak Szczuckiej.

Ze względu na to, że nie miała wykształcenia pedagogicznego namówiła mnie do tej pracy. Ja zgodziłam się bez namysłu, no i zaczęłyśmy działać. Skrócony spektakl „Gościa oczekiwanego” zagrała młodzież gimnazjum im. Jana Pawła II i uczniowie szkoły podstawowej.

Premiera odbyła się w kościele w Szelkowie. Gra młodych aktorów była wspaniała. Zostali pochwaleni przez władze kościelne i naszego wójta p. Macieja Grossmanna. Ten sukces dodał nam skrzydeł.

Na kanonizację naszego papieża postanowiłyśmy wystawić tę samą sztukę, tylko z dorosłymi i w wersji oryginalnej. Poszukiwanie aktorów dorosłych trwało dłużej, ale udało się i rozpoczęła się trudna praca w przygotowaniu spektaklu z dorosłymi. Grało również trzech aktorów z wersji młodzieżowej.

Premiera odbyła się 18 maja 2014 roku w dniu urodzin papieża. Spotkała się z wielką

akceptacją widzów, gdyż opowieść o Gościu oczekiwanym jest przypowieścią o wierze, nadziei, pokorze, a zarazem pysze, zachłanności i głupocie.

Sztukę tę graliśmy w Makowie Maz., Karniewie, Różanie, Płoniawach zbierając pozytywne opinie.

Nie wiadomo, czy zespół by przetrwał, gdyby nie nowe wyzwanie…

Koleżanka Urszula zrezygnowała z pracy z zespołem, ale w ościennym Pułtusku Izabela Sosnowicz-Ptak, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury i Sztuki realizowała Projekt „Tradycje teatralne Pułtuska”. Konkurs był ogłoszony dla powiatu pułtuskiego. My jednak jako jedyna grupa spoza tego powiatu załapaliśmy się dzięki temu, że jeden z naszych aktorów Maciej G. dostał propozycję od reżysera grupy teatralnej „Kalejdoskop” z Pułtuska zagrania roli radcy sądu w „Grubych Rybach”.

Zastrzegł wtedy, że zagra pod warunkiem, że będzie mógł wystąpić w dwóch spektaklach.

Regulamin chyba przewidywał taką możliwość i nasza grupa rozpoczęła pracę nad komedią w trzech aktach „Sublokatorka” A. F. Grzymały Siedleckiego. Repertuar konkursu w 2015 roku był zasugerowany przez pomysłodawczynię projektu.

W tym roku dwaj nasi aktorzy, Andrzej Skrzecz i Krzysztof Jastrzębski, zajęli I miejsce w kategorii rola męska a Maciej Grossmann nagrodę publiczności.

Za drugim razem było łatwiej?

 W następnym roku MCKiS w Pułtusku kontynuował projekt a nasza grupa zdecydowała wystawić następną sztukę. Tym razem możemy decydować sami co.

Wybraliśmy współczesną 3 aktową tragifarsę  Izabeli Degórskiej „Mąż zmarł, ale już mu lepiej”. Do naszej grupy dołączyli wtedy Anna Kamińska, Katarzyna Brdękiewicz i Jerzy Marlęga. Premiera odbyła się 26 października 2016 roku.

Wszyscy odegrali swoje role tak wyraziście i wspaniale jak profesjonaliści z górnej półki. Jury przyznało nam I nagrodę zespołową, nagrodę za reżyserię i indywidualną nagrodę za najlepszą rolę żeńską pani Iwonie Gutowskiej oraz wyróżnienie dla pani Wiesławy Krakowskiej. Sztukę tę graliśmy chyba ze 20 razy w sąsiednich gminach.Najdalej w Lubowidzu koło Żuromina. Obejrzało ją ponad 3 tysiące widzów.

Wszystko to pięknie brzmi, ale zapewne nie była to prosta droga, chociażby z zachęceniem ludzi do grania w teatrze. Jak udało się pani pozyskać aktorów?

Najtrudniej było z pierwszą sztuką. Jeździłyśmy z Urszulką po całej gminie, żeby zaangażować ludzi do trudnej pracy społecznej. Po obejrzeniu pierwszego przedstawienia chętniej przyjmowano zaproszenie do naszej grupy teatralnej. Z biegiem czasu następowała rotacja członków. Jedni odchodzili, inni zgłaszali się sami. Przez nasz teatr przewinęło się około 30 osób. Od początku w naszej grupie są: p. Maciej Grossmann, p. Iwona Gutowska, p. Beata Jankowska, p. Wiesława Krakowska, p. Krzysztof Jastrzębski i p. Hubert Rzewnicki.

A skąd nazwa teatru?

Długo zastanawialiśmy się nad nazwą. Wymyślił ją Hubert. Wszyscy zaakceptowali i ja też musiałam.

Czy Pani tylko reżyseruje, czy też gra na scenie?

Ja zajmuję się tylko doborem repertuaru, opracowaniem scenariusza, przydzielam rolę.

Jak Pani dobiera sztuki, według jakiego klucza? Co musi być w sztuce, żeby chciała ją Pani wystawić?

Zawsze zwracam dużą uwagę na słownictwo, aby tekst był łatwy do zrozumienia przez naszych widzów. Musi być również możliwa do opracowania w naszych warunkach scenografia, aby łatwiej ją było przewieźć i montować. Publiczność przychodząc do teatru chce się bawić i śmiać. Szukamy zawsze komedii.

Jak długo trwa przygotowanie nowej sztuki ?

Zawsze jest inaczej. Zależy to kiedy zaadoptujemy nową sztukę i w jakim terminie odbywa się konkurs  „Tradycje Teatralne” w Pułtusku. Najczęściej  próby przypadają w okresie letnim. Wtedy trudno jest zebrać wszystkich, aby ćwiczyli swoje role.

Intensywne próby odbywają się na jeden miesiąc przed premierą. Wcześniej ćwiczymy w grupach.

Pani Henryko, o ile rozumiem, pani wszystkie przygotowania do sztuki może robić w domu, ale później trzeba zebrać aktorów, zrobić próby. Gdzie to się odbywa?

 Siedzibą naszego teatru jest Centrum Kultury, Czytelnictwa i Sportu w Szelkowie. Tam się zbieramy i odbywamy próby.

Jesteście kulturalną wizytówką Szelkowa. Kto was wspiera?

 Największego wsparcia udzielają nam mieszkańcy tych miejscowości  w których gramy. Licznie przychodzą na nasze przedstawienia, nie mogą się doczekać następnego spektaklu i to daje nam dużo siły i chęci do robienia tego co zaczęliśmy.

Mieszkańcy Szelkowa nigdy nam nie odmawiają żadnej pomocy, nawet sami proponują, myślę tu o pani fryzjerce czy krawcowej lub innych osobach.

Jednak wsparcia finansowego nigdy od nikogo nie otrzymaliśmy.

No dobrze, ale same próby i chęci aktorów nie tworzą teatru. Jest jeszcze sprawa kostiumów, scenografii, oświetlenia. Jak to jest u was?

Najczęściej wszystkie kostiumy przygotowujemy sobie sami lub szyte są przez zaprzyjaźnione krawcowe. Do sztuki „Powrót posła” część kostiumów wypożyczyliśmy ze szkoły nr 1 w Pułtusku od P. Małgosi Archackiej. Jeden raz korzystaliśmy z wypożyczalni strojów w Krasnosielcu.

Czy często Was zapraszają ? I gdzie byliście ze swoimi przedstawieniami?

Mamy już stałych odbiorców naszej kulturalnej pracy. Są to gminne ośrodki kultury w Płoniawach, Gąsewie, Różanie, Karniewie, Szelkowie oraz miejskie ośrodki w Makowie, Pułtusku. Graliśmy również w Rzewniu, Krasnosielcu, Legionowie, Lubowidzu koło Żuromina i Serocku. Nie mamy w zespole menadżera, czekamy zawsze na zaproszenie.

Jesteście teatrem amatorskim, ale społecznie bardzo zaangażowanym. Aktorzy oprócz grania na scenie wykonują swoją pracę zawodową. Jak im udaje się to pogodzić?

 Ja sama się nad tym zastanawiam, ale uważam że wszystko da się pogodzić przy dobrej organizacji dnia. Mimo to trzeba mieć pasję, którą chce się realizować.

Do tego musi zebrać się grupa ludzi, która ma takie same zamiłowania i lubi ze sobą przebywać. Z czasem to wcielanie się ciągle w nowe role, nauka tekstu, stres i trema przed wejściem na scenę uzależnia. O wszystkich trudnościach się zapomina, gdy widzi się wypełnioną po brzegi salę i reakcję widzów. Po każdym spektaklu są telefony i słowa uznania.

Jakie sztuki przygotowaliście do tej pory?

 W naszym dorobku do tej pory jest pięć sztuk teatralnych.

  • „Sublokatorka”  Adama Franciszka Grzymały Siedleckiego
  • „Mąż zmarł, ale już mu lepiej” Izabeli Degórskiej
  • „Gość oczekiwany” Zofii Kossak Szczuckiej
  • „Powrót posła” Juliana Jursyna Niemcewicza
  • „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna” Jvo Bresan

W międzyczasie przygotowaliśmy niespodziankę dla najmłodszych na Dzień Dziecka. Aktorzy zmienili się w postacie z wierszy Jana Brzechwy i Juliana Tuwima.

W 2019 i w 2020 roku na święto Trzech Króli grupa teatralna z dziećmi i młodzieżą przygotowała orszak z jasełkami i śpiewaniem kolęd.

Pani Henryko, zadam teraz pytanie trochę osobiste, na podstawie mojej subiektywnej  obserwacji. Jak pani, niezwykle łagodnej, z czarującym uśmiechem, filigranowej osobie udaje się zapanować nad tak wielkimi osobowościami jakie pani ma w zespole?

 Myślę, że miłość może wszystko. Kochałam i  kocham dzieci i młodzież i zawsze umiem się z nimi porozumieć. Teraz jestem zakochana we wszystkich członkach naszego zespołu. Szanuje ich, podziwiam, martwię się gdy są chorzy, współczuję gdy spotyka ich coś przykrego i dbam aby nie byli głodni podczas prób. Tęsknię za nimi gdy dłużej się nie widzimy.

Zdaję mnie się, że oni to czują i obdarowują mnie tym samym. Łączą nas więzi przyjaźni i wspieramy się jak w rodzinie. Przebywając z nimi zapominam o swoim peselu, nic mnie wtedy nie boli i jestem szczęśliwa. Odwdzięczają się mnie tym, że chętnie przyjmują role, które im przydzielam w spektaklach. Jesteśmy jedną wielką rodziną teatralną bez żadnych podziałów.

Jak jest z nagłośnieniem, oświetleniem, przecież to  są  bardzo ważne rzeczy w teatrze?

 Tymi sprawami zajmuje się pracownik GCKCzi S pan Piotr Jasiński. Jesteśmy z jego pracy bardzo zadowoleni.

Wasza popularność rośnie, wystawiacie bardzo dobre, ambitne sztuki, może dlatego tak wielu chciałoby was zobaczyć?

 Tę poprzeczkę podnieśliśmy sobie niechcący sami. Ja wierzę w swoich aktorów i ich możliwości i damy radę ją utrzymać. Cieszymy się, że ludzie nas rozpoznają na ulicy, w sklepach i pytają o nowe sztuki.

Jak jest z nowymi, młodszymi osobami do grania?

W naszej grupie teatralnej jest duża rotacja. Jedni odchodzą, pojawiają się inni, którzy szybko się adaptują i pozostają z nami. Przez nasz amatorski teatr przewinęło się około 30 osób.

Jakie macie plany na najbliższe miesiące, co będziecie wystawiać w Pułtusku w tym roku?

 Wszyscy teraz chcą odpocząć i nabrać nowych sił. Jeżeli zdecydujemy, że będziemy brać udział w pułtuskich konkursach na pewno znajdziemy coś z czym będziemy mogli się zmierzyć. Mam kilka sztuk odłożonych do szuflady.

Jakie miałaby pani życzenie do złotej rybki?

 Gdybym spotkała złotą rybkę poprosiłabym ją o zdrowie i dużo przyjaciół. zobaczyć prawdziwą sztukę i moich wspaniałych aktorów.

Dziękując za rozmowę, życzę Pani zdrowia, siły, pamięci, żeby ludzie nie odchodzili a widzowie żeby mieli możliwość cieszyć się pani teatrem, żeby teatr trwał bardzo długo. Żeby jak najdłużej zarażała Pani widzów swoją pasją i umiłowaniem teatru a pani optymizm i pogoda ducha były wskazówkami dla innych jak żyć i jak realizować swoje pasje. Dziękuję.

Rozmawiała Grażyna Myślińska.

 

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Wdrożyliśmy RODO, chronić i zabezpieczyć Twoje dane osobowe. Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz na to zgodę Więcej informacji Akceptuj Czytaj więcej