Awaryjne lądowanie w Amelinie
Ponad 89 lat temu, prawdopodobnie 6 stycznia 1931 (lub 1932, 1933) r., legenda brytyjskiego lotnictwa Amy Johnson, spadła ze swoim samolotem na podwórze jednego z gospodarzy w Amelinie, gmina Krasnosielc. Historię tę opisała po latach Katarzyna Olzacka.
Historia ta do dzisiaj żyje w pamięci mieszkańców wioski, przypomina ją też niewielka figurka stojąca w miejscu wydarzenia. Henryk Sikora, przedwojenny sekretarz gminy Krasnosielc, opisał ją w swoim pamiętniku. Dzięki temu możemy sobie wyobrazić jak to było.
Amy Johnson na posterunku policji
Był styczeń 1931 roku, święto Trzech Króli. Wieczór po śnieżnych zamieciach był mroźny i mglisty. Henryk Sikora siedział w ciepłym mieszkaniu i przeglądał gazety. Na pierwszej stronie jednej z nich zwracał uwagę duży tytuł: „Lotniczka angielska Amy Johnson wybiera się na samotny rajd powietrzny Londyn – Tokio”.
Sikora nie zdążył sięgnąć po gazetę, gdy do mieszkania wszedł Jan Brzezicki, komendant miejscowego posterunku Policji Państwowej. Zerknął na gazetę i spytał od niechcenia:
– A może pan chce tę lotniczkę zobaczyć? Sekretarz spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Wolne żarty – zawołał – musiałbym być w Londynie albo w Tokio.
– Wystarczy panu przejść do mnie na posterunek, a lotniczkę pan we własnej jej osobie zobaczy – odpowiedział Brzezicki.
Sikora ubrał się ciepło i z niedowierzaniem podążył za komendantem. Rzeczywiście, na posterunku ujrzał siedzącą przy oknie nieznaną kobietę. Miała na sobie skórzaną kurtkę, na głowie pilotkę i była wyraźnie zdenerwowana. Skłonił się lekko w kierunku nieznajomej.
Komendant podał mu meldunek sołtysa wsi Amelin Ambroziaka.
Sołtys pisał: „Do Posterunku Policji w Krasnosielcu. Odsyłam podwodą kobietę, która na samolocie dzisiaj wieczorem spadła na podwórze jednego gospodarza w Amelinie. Przy samolocie postawiłem wartę, a tę kobietę proszę zbadać”.
Po przeczytaniu notatki sekretarz posłał czym prędzej po wójta Stanisława Gosia i Łazickiego, którzy znali angielski. Podenerwowana lotniczka wyraźnie odetchnęła z ulgą, gdy ktoś zwrócił się do niej w znajomym języku. Była to rzeczywiście Amy Johnson, która niedawno wystartowała z Londynu.
„Ucieszyła się, że nie jest w Rosji”
Przelatując nad Amelinem w gęstej mgle zaczepiła o konary topoli i złamała śmigło. Miała szczęście, że niedawno spadło dużo śniegu, bo upadła niegroźnie w biały puch. Najbardziej przerażała ją myśl, że wylądowała na jakichś dzikich obszarach Rosji [Amy Johnson zamierzała przelecieć do Tokio nad Syberią].
Ucieszyła się, że jest w Polsce około 100 kilometrów od Warszawy. Wkrótce udało się uzyskać połączenie z ambasadą brytyjską w Warszawie i wyjaśniono sytuację lotniczki. Po rozmowie zmęczoną przeżyciami Angielkę zaprowadzono na plebanię, gdzie ks. proboszcz Sewejko urządził jej kwaterę.
Miejscowy fotograf uwiecznił panią Johnson przy kolacji i lampce szampana w salonie księdza przy świątecznej choince w towarzystwie proboszcza i dwu pań.
Pomoc z Warszawy
Pozostała tylko troska o samolot i to, jak dotrze tu pomoc ze stolicy, bo drogi były zawiane śniegiem i komunikacja sparaliżowana. Zaraz o świcie na trasę poszły pługi do odśnieżania i gromady ludzi z łopatami.
Pomimo śnieżnych zasp rano dotarł do Krasnosielca pojazd gąsienicowy z polskim pilotem, sławnym Stanisławem Karpińskim i mechanikami. Sikora razem z nimi udał się do Amelina. Niewielki samolocik z napisem „Baby” leżał w śnieżnej zaspie na podwórku wiejskiej zagrody. Niedaleko stały wielkie drzewa z połamanymi górnymi gałęziami. Mechanicy wyciągnęli samolot z zaspy i sprawnie zabrali się do roboty. Później z pomocą ludzi ze wsi na zagonie pola urządzili pas startowy.
Po południu pilot Karpiński wystartował na samolociku i ku wielkiemu przerażeniu mieszkańców wykonał nad wsią kilka karkołomnych akrobacji i odleciał w kierunku Warszawy żegnany przez kobiety znakiem krzyża. Powiadają, że jeden z mieszkańców Krasnosielca, zafascynowany samolotem uczepił się go w momencie startu. Na chwilę uniósł się w powietrze po czym wylądował w zaspie. Wśród miejscowych zyskał przydomek „Samolocik”, który odziedziczyli po nim także wnukowie.
Amy Johnson odjechała tego samego dnia wieczorem.
Najazd reporterów na Amelin
Po tym wydarzeniu Krasnosielc i Amelin stały się na moment sławne w całej Polsce. Gminę tłumnie nawiedzili dziennikarze i reporterzy, a gazety rozpisywały się o wypadku. Swoją wdzięczność za pomoc wyraził także brytyjski Aeroklub, którego Amy była członkiem.
Co zrobić z nagrodą?
Do Krasnosielca nadszedł list z podziękowaniami i nagroda w wysokości 40 funtów szterlingów, co na owe czasy stanowiło całkiem pokaźną kwotę. Sprawą podziału nagrody zajął się zarząd gminy w porozumieniu ze starostą Kowalskim.
Na zebraniu gromady wsi Amelin uradzono, że za część pieniędzy postawiona zostanie figurka obok miejsca lądowania, a pozostała część rozdzielona zostanie pomiędzy mieszkańców. Sekretarz Sikora zaproponował, by oprócz figurki kupić trochę książek do czytania i założyć wiejską bibliotekę. Z pozostałych pieniędzy wynagrodzić gospodarza, któremu samolot uszkodził drzewa w podwórzu i tego, który dowiózł lotniczkę do Krasnosielca. Resztę nagrody postanowiono przeznaczyć na poczęstunek dla gospodarzy Amelina. Uchwała gromady zyskał akceptację starosty.
Zakupiono książki i postawiono figurkę – kamienny obelisk z żelaznym krzyżem. Na obelisku wyryto napis:
„W podzięce Opatrzności za szczęśliwe lądowanie Amy Johnson figurę tę postawiła wieś Amelin”.
Dzisiaj po napisie nie ma tu śladu. W czasie II wojny wiszącą na krzyżu postać Pana Jezusa ostrzelał z karabinu jakiś Niemiec. Nie wiadomo dlaczego. Dziury po kulach widnieją do chwili obecnej, a mieszkańcy Amelina twierdzą, że kule nadal są w figurce i jest ich trzy.
Przed wybuchem wojny w Krasnosielcu i Amelinie znów pojawili się dziennikarze i fotoreporterzy. Odtwarzali szczegóły związane z lądowaniem Amy Johnson. Szukali dzikich mężczyzn z długimi brodami o niechlujnym i złowrogim wyglądzie, ale oczywiście nikogo takiego nie znaleźli.
Okazało się, że Amy Johnson wyszła za mąż za niemieckiego lotnika i opisała w prasie zachodniej swoje przymusowe lądowanie w tym dzikim zakątku polskiego kraju i jak to zadana była na własne siły. Wszyscy byli oburzenie takim zachowaniem lotniczki. Nie obyło się bez interwencji dyplomatycznych. Mieszkańcy Amelina otrzymali list z przeprosinami angielskiego Aeroklubu, a Amy Johnson,= z męża Schmidt – wykluczona została z jego członkostwa.
Katarzyna Olzacka
Zdjęcia: kapliczka w Amelinie, fot. Katarzyna Olzacka, Amy Johnson, archiwum internetowe
służ panu wiernie
to ci za to pierdnie