Spotkanie z Alfredem Kohnem i jego poezją
Spotkanie z Alfredem Kohnem i jego poezją
– Moja poezja nie jest rewolucyjna, nie zawiera w sobie określonych tendencji, nie idzie w wyznaczonym kierunku, nie jest za, nie jest przeciw w politycznej walce (…) to listy pisane do siebie – mówił Alfred Kohn do publiczności, która szczelnie wypełniała obszerną świetlicę Zespołu Szkół im. Żołnierzy Armii Krajowej.
Na sali przeważali uczniowie ŻAK-a, ale liczni byli starsi makowianie, wśród nich słuchacze i słuchaczki Makowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
Wielu nie kryło łez wzruszenia, gdy poeta słowami wierszy przywodził przed oczy Maków, którego już nie ma.
Alfred Kohn wyjechał z Makowa w 1989 roku do Sztumu. Tam pełnił funkcję dyrektora Centrum Kultury. W 1996 roku przeprowadził się do Tarczyna, gdzie jest dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury, jednej z najlepszych placówek w naszym kraju. Mimo urzędniczych obowiązków, Alfred Kohn nie przestał być poetą. Wciąż pisze wiersze, chociaż jak przyznaje w jednym z nich, przychodzi mu to z coraz większym trudem. Ostatnio wydał dwa tomiki swoich poezji zatytułowane „Pegaz złagodniał” i „(Nie)dzielne wiersze”.
Rodzinne miasto, Maków Mazowiecki, jest dla Alfreda Kohna, tym czym był Rzym dla przebywającego na wygnaniu w Tomi Owidiusza: miejscem, do którego nieustannie się tęskni, które tkwi w duszy i boli, ale którego wspomnienie jest czymś najpiękniejszym.
„Wiersze Alfreda Kohna sytuują go raczej na peryferiach tego, co zwykło określać się głównym nurtem literackim. Gdybym nie znał autora, sądziłbym zapewne, że po prostu nie wie, jak należy teraz pisać, by znaleźć poklask. On po prostu od wielu lat pozostaje wierny sobie, nie przejmując się modą. Od chwili debiutu toczy z czytelnikiem ” Najszczersze rozmowy”, będąc czasem niepoetycko konkretnym. Motywem przewodnim jego twórczości jest dramat wykorzenienia. Utracone miasteczko dzieciństwa, podwórko z szambem, staje się pretekstem do snucia opowieści o kondycji ludzkiej” – napisał o twórczości Alfreda Kohna krytyk literacki Janusz Ryszkowski.
Z wierszy Alfreda Kohna:
Mieszkam tu, a jakoby mnie nie było, czas nie wyleczył z tęsknoty, nie umiem odrzucić szatańskiej miłości do szamba w podwórku, spleśniałej chałupy, do śmierdzącej rzeki i dębu pod lasem. To żyje we mnie, boli, odrzucam to, powraca. Mieszkam tu, żyję tam.
W moim ogrodzie dzieciństwa wycięto drzewa, wypłoszono ptaki, chmurami domów przysłonięto słońce. Ziemia zamiast kwiatów rodzi asfalt i krzyk dzieci bawiących się w wojnę. Strumyk, w którym gasiłem pragnienie z żalu stracił wodę. Żaby, przyjaciółki miłosnych śpią wieczyście, tylko pan Henio, postrach naszych zabaw, jak gdyby nigdy nic przechadza się dumnie, kundla wymienił na jamnika.
To miasto jak dobra matka przyjęło mnie w ramiona, dlaczego więc uparcie powracam do źródła skażonego życia ugasić pragnienie.
Dokąd rzuci mnie los za kilka lat, był Maków Mazowiecki, Sztum, teraz jest Tarczyn. Wszędzie zostawiam płytki ślad po sobie, trochę wierszy, paru kompanów do kufelka piwa, kilka niedopieszczonych kobiet. Nie mogę znaleźć miejsca, w którym mógłbym wybudować dom, posadzić drzewo, że o trzecim nie wspomnę. Ja, bezdomny obywatel trzech miast, chciałbym wrócić do źródła, ale jeszcze za wcześnie, nikt stamtąd nie woła. A jeśli zawołają, czy usłyszę głos, czy będę gotów wrócić zostawiając wszystko. Tam, w sitowiu Orzyca, śpi mój cień, muszę go obudzić.
Poeta czytał, a przed oczyma starszych mieszkańców Makowa ożywały obrazy z przeszłości, uwiecznione w wierszach.
Mocnym akcentem na zakończenie spotkania było wykonanie przez Włodzimierza Żeglińskiego „Historii mojego miasta”, piosenki napisanej do jednego z wierszy Alfreda. A gdy przebrzmiały brawa, uczniowie wręczyli poecie własnoręcznie namalowany jego portret na pamiątkę wzruszającego spotkania. – Powieszę go w moim gabinecie – obiecał Alfred Kohn, któremu wizerunek najwyraźniej przypadł do gustu. Przy najbliższej okazji sprawdzimy i przekażemy