Wspomnienie o makowskiej ciuchci
15 grudnia 2009 roku na makowskiej stacji rozległ się po raz ostatni dźwięk kolejarskiego gwizdka. Gwizdał ubrany w służbowy mundur wieloletni zawiadowca stacji kolejowej Maków Mazowiecki Zygmunt Kosiński.
Kolejka od kilku lat już nie jeździła, część torów była rozebrana. Pojawiła się jednak szansa na reaktywację kolejowego szlaku. We wrześniu 2008 roku rozpoczęto prace, mające na celu udrożnienie przejazdu ciuchcią do Makowa. W najgorszym stanie był odcinek o długości około 1 kilometra położony w Makowie wraz ze stacją. Szyny – część niemieckiej produkcji z zakładów Kruppa – były przykryte warstwą ziemi o grubości od 5 do 20 cm. Prace wykonane na tym odcinku w okresie od września do grudnia na stacji polegały na odkopaniu toru głównego (około 500 m), wszystkich zwrotnic oraz rozpoczęcie odkopywania toru mijankowego na długości około 100 m (cały tor mijankowy miał długość 250m).
Ze stacji wywieziono setki ton ziemi. Na odcinku Krasne-Maków rozpoczęło się wycinanie krzaków rosnących na torze lub w bliskiej jego okolicy. Prace te pozwoliły ocenić rzeczywisty stan toru na tym odcinku. Oszacowano że w samym Makowie Mazowieckim trzeba wymienić około 100 podkładów oraz dwa dobory podrozjazdnic. Wszystkie prace zostały przeprowadzone przez…trzech wolontariuszy.
Ostatnia próba reaktywacji
W 2007 roku zarząd województwa mazowieckiego zdecydował o reaktywowaniu kolejki.
Do Regionalnego Program Operacyjnego Województwa Mazowieckiego Priorytet VI „Wykorzystanie walorów naturalnych i kulturowych dla rozwoju turystyki i rekreacji” zarząd województwa mazowieckiego wpisał projekt o nazwie „Zabytkowa kolejka wąskotorowa Mława – Maków Mazowiecki lokomotywą rozwoju Północnego Mazowsza”. Plan obejmował następujące miejscowości: Mława, Szydłowo, Grudusk, Czernice Borowe, Rostkowo, Przasnysz, Leszno, Krasne i Maków Mazowiecki. Na realizację projektu przewidziano znaczącą kwotę -ponad 6 milionów złotych.
Projekt reaktywacji kolejki miał być elementem szerszego planu. Przewidywał on przyciągnięcie w nasze strony licznych turystów, przede wszystkim z Warszawy, dla których miały zostać opracowane specjalnie oznakowane szlaki turystyczne (kolejki wąskotorowej, samochodowe, rowerowe, kajakowe, piesze, pielgrzymkowe, konne, architektury drewnianej obiektów sakralnych, gospodarstw agroturystycznych, zajazdów gastronomicznych, szlaku wieszczów Romantyzmu i Pozytywizmu). Według planu, trasy te miały tworzyć pętlę, łączącą Warszawę z Mławą, Przasnyszem, Makowem Mazowieckim, a także innymi odnogami do wszystkich okolicznych atrakcji (Ciechanów, Opinogóra, Rostkowo, Krasne).
Takie były okoliczności, dla których Zygmunt Kosiński dał się namówić na założenie kolejarskiego munduru i spotkanie na terenie dawnej stacji oraz wspomnienia. Wszyscy bardzo chcieliśmy, by ciuchcia pociągnęła nas w lepszą przyszłość. Zygmunt Kosiński nie ukrywał jednak sceptycyzmu, który był jednak przemieszany z nadzieją.
Niezawodny środek transportu
Czy wiecie państwo, że na makowskim dworcu kolejki wąskotorowej można było kiedyś kupić tekturowy bilet do każdej stacji w Polsce. „Niezawodny środek transportu”. Tak nazywali kolejkę pasażerowie i klienci. Przez długie lata.
Ostatni regularny skład osobowy odjechał ze stacji Maków Mazowiecki w styczniu 2002 roku. 19 lipca 2003 roku odjechał ostatni pociąg. Tory przykryła ziemia.
Zamieranie kolejki zaczęło się wcześniej – w połowie lat osiemdziesiątych.
Jeszcze w 1985 roku na stację w Makowie dwa razy dziennie przyjeżdżał pociąg z Mławy. Rozkład jazdy już wtedy nie był traktowany rygorystycznie. Z cała pewnością można było powiedzieć tylko tyle, że pierwszy przyjazd dokonywał się przed, a drugi po południu. Na stację przybywało wtedy 10 – 20 wagonów. Przywoziły węgiel, nawozy, stal, materiały budowlane. Z powrotem zabierały ziemniaki, buraki, wyroby prosperującego podówczas ZREMBu (Zakład Remontu Maszyn Budowlanych, który w szczytowym okresie zatrudniał ponad 500 osób, produkował na eksport).
Stacja zatrudniała wtedy dwudziestu ludzi, ale w sumie dawała zatrudnienie ponad setce osób.
Stale do stacji oddelegowanych było 10 ciężarówek STW (Spółdzielnia Transportu Wewnętrznego).Do każdego samochodu, poza kierowcą, przydzielonych było dwóch robotników. Dwudziestu dróżników utrzymywało szlak kolejowy w sprawności. Na samej stacji pracowało wtedy 5 osób. Zawiadowca – Zygmunt Kosiński), dyżurni ruchu – Kazimierz Michalak i Andrzej Kwiatkowski oraz dwie kasjerki – Donata Kolk i Teresa Kaniowiec.
Na makowskiej stacji można było bowiem kupić tekturowy bilet do każdej stacji w Polsce. I stąd rozpocząć podróż. Pod warunkiem oczywiście, że się miało dużo czasu, bo podróż do Mławy zajmowała nawet 8 godzin.
Do ruchu dalekobieżnego makowsko-mławska ciuchcia się nie nadawała, do lokalnego jak najbardziej.
Na początku lat 80. przewoziła kilka tysięcy pasażerów miesięcznie. Głównie mieszkańców okolicznych wsi. Szczególnie natężony ruch panował w niedziele. Wtedy kolejka zapewniała frekwencję na niedzielnych nabożeństwach.
Bilety były tanie, więc PKP w wożeniu ludzi nie widziały interesu. W połowie lat 80. pociągi zaczęły jeździć tak nieregularnie, że liczba pasażerów drastycznie spadła – do stu miesięcznie. Wkrótce potem ciuchcia przestała wozić ludzi.
Ze wspomnień Zygmunta Kosińskiego, zawiadowcy stacji Maków Maz.
Zygmunt Kosiński na kolejce w Makowie spędził ponad pięćdziesiąt lat, zaczynał od dyżurnego ruchu, skończył na zawiadowcy stacji.
– Kiedyś nie tak łatwo było zostać zawiadowcą. Trzeba było mieć przynajmniej osiem lat praktyki na różnych stanowiskach, zaczynając od torów i średnie wykształcenie. Jeżeli brakowało wykształcenia, to praktyka przedłużała się o cztery lata. Kolej dbała o to, by dobrze przygotowywać ludzi do pracy. To była zawsze porządna instytucja, wszystko było na czas, wszystkie papiery były uporządkowane. Trzeba się było starać.
Zygmunt Kosiński trafił do Makowa w 1957 roku.
– W pięćdziesiątym siódmym przede mną pracował na kolejce w Makowie niejaki Lis z Warszawy. Miał tam piękne mieszkanie na MDMie, ale szubrawiec był z niego. Zostawił zonę i dzieci i związał się z dużo młodszą kobietą. Ukrył się z nią w Makowie, mieszkali tu na kolejce. Żona go odnalazła i pewnej niedzieli zjechała do Makowa. A wtedy ruch pasażerski na kolejce był bardzo duży, zwłaszcza w niedzielę, gdy ludzie dojeżdżali do kościoła. Ta żona poczekała, aż wszyscy wyjdą z kościoła i przyjdą na stację. Tak podbuntowała wszystkie kobiety, że włamały się do mieszkania zawiadowcy i przegoniły tę drugą. W pole z dzieciakiem na ręku uciekała ze strachu. A Lisa przenieśli z Makowa.
Stacja została bez dyżurnego.
Ja wtedy pracowałem na stacji towarowej na Jelonkach w Warszawie. Tam dopiero był ruch, pociągi szły bez przerwy od Dworca Głównego do Gdańskiego. Nie to co w Makowie. Na stacji najtrudniejsze były przewozy, trzeba się było na tym znać. W nastawni mógł pracować każdy, ale przewozy były trudne i ciężkie. Wszystko trzeba było zorganizować, powyliczać, przygotować dokumenty. Ja się na tym znałem, więc przenieśli mnie do Makowa na to stanowisko po Lisie.
Pracę rozpoczął 1 marca 1957 r.
Miałem być tu tylko dwa tygodnie, ale tak się stało, ze poznałem swoją przyszłą żonę i zostałem na stałe.
W pracy nazywali mnie „Książe Mazowiecki”. Dlaczego? Bo zawsze krnąbrny byłem, lubiłem samodzielnie podejmować decyzje. W siedemdziesiątym dziewiątym dostałem nawet za to naganę. Wydałem samowolnie polecenie załadowania trzech węglarek, a jedną dałem pod załadunek ziemniaków. Była awantura, bo węglarki zawsze były strategiczne, ale jakoś mi się upiekło. Kolejka w Makowie najlepiej prosperowała za Gierka. Pracowało tu blisko stu ludzi. Było 20 kolejarzy, 20 drogowców, mieliśmy 10 samochodów STW i po dwóch robotników do każdego samochodu. Jak była potrzeba to ZREMB przysyłał dodatkowych ludzi.
ZREMB wtedy świetnie prosperował, jakie oni mieli kontrakty z Rosją i Białorusią, całe wagony blachy do nich szły! To był naprawdę dobry zakład i niepotrzebnie go zlikwidowali. Ale taka była wtedy polityka nowej władzy – co z peerelu to niedobre. Pamiętam zebranie w 1991 r. kierowniczka banku powiedziała, że koniec finansowania produkcji i się skończyło.
24 września 1991 r. Zygmunt Kosiński przeszedł na emeryturę
Kolejka też powoli zaczęła upadać, ludzie już nią nie jeździli, węgiel zaczęli przywozić prywatni przedsiębiorcy swoimi samochodami, cukrownia w Krasińcu też przestała się rozwijać. Kolejka stawała się niepotrzebna. Ostatni transport poszedł w styczniu 2002 r. Trochę jeszcze zarabiała ruchem turystycznym obsługując wycieczki szkolne, ale to nie było w stanie utrzymać taboru.
Zygmunt Kosiński zmarł 6 marca 2015 r. w wieku 82 lat. Pochowany został na cmentarzu parafialnym w Makowie.
Historia Mławskiej Kolei Dojazdowej
Historia Mławskiej Kolei Dojazdowej sięga czasów I wojny światowej. 7 lipca 1915 roku – trwała wtedy I wojna światowa, Maków, po wycofaniu się Rosjan, znajdował się pod okupacją niemiecką – zaczęto wytyczać trasę wąskotorówki. Kilka tygodni później można było dojechać pociągiem z Makowa do Przasnysza. Pod koniec sierpnia 1915 roku kolejka dotarła do miejscowości Pasieki. Początkowy rozstaw torów wynosił 600mm. Pięć lat po wybudowaniu kolejki – już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości – ówczesne Ministerstwo Kolei przejęło kolejkę pod swoje skrzydła. W dalszych latach powstały tory z Ciechanowa do Gruduska.
Mławska wąskotorówka dzielnie przetrwała czasy II wojny światowej. Została zniszczona dopiero w czasie ofensywy styczniowej Armii Czerwonej w 1945 roku. W roku 1946 kolejka znowu zaczęła funkcjonować. Ten rok był początkiem ruchu osobowego na odcinku „Ciechanowskim”. Na przełomie lat 1961/1962 na linii Mława – Przasnysz zmieniono rozstaw szyn na 750mm. Zwiększenie rozstawu ominęło odcinek Ciechanowski, oraz odcinek Przasnysz – Maków. Lecz i tam kilka lat później zmieniono rozstaw szyn na 750mm.
W latach 80’ ubiegłego wieku na kolejce nastąpił kryzys, zaczęto zawieszać kursowanie pociągów, nie zakupywano nowego taboru, nie remontowano torowiska. W roku 1981 wycofano pociągi osobowe z odcinka Ciechanów-Krasne, pięć lat później zamknięto stacje towarową w Przasnyszu, zawieszono ruch na „węźle ciechanowskim”. Tory do Ciechanowa powoli ginęły, aż zostały zdjęte przez pracowników PKP. Na szczęście na odcinku Mława-Maków kursowały jeszcze pociągi towarowe.
W roku 2001 Mławską KD postawiono w stan upadłości. Pamięć o kolejce zanikała, samorząd Mławy nie był zainteresowany odrodzeniem wąskotorówki. Na pomoc przyszła wtedy Fundacja Na Rzecz Leśnych Kolei Wąskotorowych, która namówiła wójta Krasnego by przejął kolejkę. 1 grudnia 2002 kolejka była już własnością gminy Krasne. Zmieniło to plany budowy drogi ekspresowej Warszawa-Gdańsk oraz plany burmistrza Mławy, który chciał odsprzedać tereny po kolejce koncernowi LG pod budowę kolejnej fabryki. 5 lipca 2003 po wielu latach na Mławskiej KD ruszył pociąg.
W Makowie po kolejce zostały już tylko resztki torów i wspomnienia starszych mieszkańców.
Na zdjęciach:
- Do 1983 składy ciągnął parowóz Px 48 – najpopularniejszy polski parowóz wąskotorowy. Widoczne za nim wagony normalnotorowe nie jadą bezpośrednio na szynach a na specjalnych platformach. Zdjęcie wykonane w kwietniu 1980 roku pod Makowem.
- Zygmunt Kosiński, zawiadowca stacji Maków Mazowiecki. Grudzień 2009 roku.
- Zygmunt Kosiński, zawiadowca stacji Maków Mazowiecki. Listopad 1985 roku.
- Krzysztof Leszczyński, maszynista, na trasie między Makowem a Krasnem. Listopad 1985 roku.
- Andrzej Kwiatkowski, dyżurny ruchu na stacji Maków Maz., listopad 1985 roku.
- Pracownicy stacji Maków Maz. – Donata Kolk, Teresa Kaniowiec, Zygmunt Kosiński, Kazimierz Michalak, Andrzej w listopadzie 1985 roku.
- i dalsze – Sceny z życia stacji w Makowie Maz – listopad 1985 roku.
Fajnie by było gdyby ktoś pomyślał na reaktywacją PKP Maków Maz
Wspanialy artykul!
Bardzo ciekawy artykuł, czyta się z przyjemnością.
Bardzo dobry artykuł – przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem.
Fajny artykuł, większość wagonów i lokomotyw znajduje się teraz w Krasnym.
Pamiętam kolejkę z czasów dzieciństwa. Jeździłam nią do Zakrzewa do babci.