‘Między wschodami i zachodami”.
Z Maciejem Jóźwiakiem, zakochanym w Orzycu fotografem, rozmawiamy o jego fascynacji Orzycem i fotografią
W najbliższą sobotę 22 września w MDK odbędzie się wernisaż wystawy fotografii Macieja Jóźwiaka „Między wschodami a zachodami”. Warto się wybrać (o 17:00), by zobaczyć Orzyc i nadoorzyckie krajobrazy oczyma autora tych pięknych zdjęć.
Prezentowane fotografie to rezultat wieloletniej pracy autora, który prawie każdą wolną chwilę poświęca na fotografowanie naszej rzeki. Zakochany w Orzycu autor zdjęć na co dzień jest stomatologiem, pracuje w Warszawie.
Z Maciejem Jóźwiakiem spotkaliśmy się w czwartek, w czasie przygotowań do wystawy. Wykorzystaliśmy okazję, by porozmawiać o jego fascynacji fotografią i Orzycem. Oto zapis naszej rozmowy.
Czym jest dla ciebie fotografowanie Orzyca?
To jest sposób na wypoczynek od dnia codziennego i od pracy. Na co dzień pracuję w gabinecie stomatologicznym i skupiam się na tym, co widzę blisko. Wzrok się przyzwyczaja do tego co jest blisko, dlatego kiedy w weekend wyjdę nad Orzyc to patrzę na świat z zupełnie innej perspektywy. Takie widzenie pozwala mi bardzo, bardzo odpocząć i spojrzeć pełniej na świat.
Pracuję w Warszawie, ale nad Orzycem osiedliłem się już 10 lat temu. Spędzam tutaj każdy weekend. Mieszkam w Starym Zaciszu, tam jest mój dom. To piękne miejsce i jest to wspaniała baza wypadowa do wszystkich najpiękniejszych miejsc nad Orzycem.
Skąd pomysł na tytuł wystawy?
Tytuł wystawy nawiązuje mniej więcej do pory kiedy zdjęcia powstawały, czyli miedzy wschodami a zachodami słońca. Większość zdjęć prezentowanych na wystawie powstało właśnie albo tuż przed wschodem słońca albo tuż po wschodzie lub ewentualnie tuz przed zachodem słońca.
Od źródeł do ujścia Orzyc ma 146 km, czy na całej długości jest równie fotogeniczny?
Mam nad Orzycem swoje ulubione miejsca, kiedykolwiek bym tam nie pojechał o wchodzie słońca, zawsze jestem zaskoczony całkowicie odmiennymi barwami, innymi niż te, które wcześniej fotografowałem w tym samym miejscu. Przez 10 lat pracy nie zdarzyło mi się żebym powtórzył identyczny poranek tak jak go wcześniej obfotografowałem.
Najbardziej podoba mi się Orzyc od Podosia aż do ujścia. Ten odcinek obfituje we wspaniale miejsca do fotografowania i tam najczęściej przebywam. Aczkolwiek na odcinku przed Jednorożcem, mimo prostowania rzeki, także znajdują się fajne miejsca do fotografii.
W Polsce jest wiele malowniczych rzek, powiedz dlaczego właśnie u ciebie padło na Orzyc?
20 lat temu pierwszy raz w życiu przyjechałem do Makowa do rodziny mojej żony. Wtedy właśnie odkryłem Orzyc. Byliśmy na spacerze, jeździliśmy trochę na rowerach, pływaliśmy kajakiem i tak się zaczęła moja nadorzycka, najpierw przyjaźń, a później moje zakochanie w tej rzece. Jest to dla mnie bardzo fotogeniczna rzeka, która jest stworzona do kadru aparatu. Ma taką szerokość, profile zakrętów, że pasuje perfekcyjnie do kadru. Każdy fotograf ma inne potrzeby, inne spojrzenie, inne widzenie. Dla mnie to co ja widzę nad Orzycem absolutnie wystarcza i przez 20 lat fotografowania jeszcze się Orzycem nie znudziłem i mam nadzieję, że się nie znudzę, bo cały czas odkrywam nowe miejsca.
A dlaczego najchętniej fotografujesz Orzyc o brzasku?
Kiedyś wstaliśmy z kolegą bardzo rano i zobaczyliśmy nadorzyckie mgły o świtaniu, kiedy było różowawe światło i wtedy sobie powiedziałem, że nie odpuszczam żadnego nadorzyckiego poranka. Tak to się naprawdę zaczęło, bo wcześniej robiłem zdjęcia w południe, wieczorem i nigdy to nie było to. Taki jeden przypadek, że wstajemy rano przed wschodem słońca i widzimy Orzyc dymiący. Ja to tak określam. Nie ma porównania żadne Yellowstone, dymiące gejzery… Orzyc jest najpiękniejszy. Taki dymiący. To występuje kiedy jest skok temperatury, woda jest nagrzana, a powietrze się schłodzi, wtedy jest ten efekt. To wrażenie bardzo wpłynęło na to o jakich porach zacząłem robić swoje zdjęcia.
Z upodobania jestem ranny ptaszek, więc nie cierpię strasznie wstając raniutko na wschody słońca. Często latem o 3: 30 jestem już nad Orzycem. Plus tego jest taki, że to są dwie godziny fotografowania i o 5:30 jestem z powrotem w łóżeczku i wtedy śpię do dziesiątej. Czasami żałuję, że brak mi czasu na to, żeby robić w południe zdjęcia kwiatków na łąkach nad Orzycem, są ładne.
Orzyc to dzika rzeka, na niektórych odcinkach niełatwo jest się nad nią dostać, a już na pewno nie da się dojechać samochodem. Jak docierasz do swoich malowniczych zakątków?
Nad Orzyc najczęściej docieram na piechotę, w kaloszach i jak bym zaprezentował co robię po powrocie, po zejściu z pleneru, to wylewam po 2 litry wody z każdego buta. Wodery są lepsze, ale źle się w nich chodzi. Mam takie miejsca, gdzie wiem, że łąka jest skoszona i wykorzystuję te miejsca jako dojście, a później to są czasami wydeptane ścieżki przez wędkarzy. Wędkarzy teraz jest mniej nad Orzycem i te opowieści o wielkich szczupakach przechodzą do historii powolutku. Chociaż wszyscy opowiadają, że w dołkach łowili metrowe szczupaki.
Powiedz – ale szczerze – ile na twoich zdjęciach jest naturalnego piękna tych brzasków, świtań i zachodów, a ile kunsztu komputerowej obróbki w Photoshopie?
W moich zdjęciach jest mało Photoshopa, za to jest dużo Lightrooma. Nie ma wyjścia, jeżeli są np. przepalenia, to trzeba je skorygować w tym programie. Jest to de facto ciemnia fotograficzna. Uczyłem się tego programu z praktyki, ale myślę, że jest to tak potężne narzędzie, że warto je poznać z kursów. Często wracam do starych zdjęć, obrabiam je w tym programie i wychodzą całkiem inne zdjęcia, lepsze. Nie jestem aż takim purystą, żeby coś np. usuwać ze zdjęcia, jeśli są poprawki to w granicach takich jakie się wykonywało w tradycyjnej ciemni.
Wszystkie podręczniki fotografii krajobrazu zalecają fotografom korzystanie ze statywu. Jesteś posłuszny temu zaleceniu?
Bardzo rzadko korzystam ze statywu, ponieważ kiedy trzeba się sprężać, bo jest np. pół godziny efektywnego czasu na fotografowanie, bo światło się szybko zmienia, to ja robię z ręki żeby nie tracić czasu na rozkładanie statywu. Do statywu powolutku będę wracał, bo temat mgieł zaczął mnie już trochę nudzić i chcę zobaczyć jak wyglądają te mgły w ruchu kiedy będą przez np. 30 sekund naświetlone. Wtedy potrzebny będzie statyw.
W fotografii krajobrazowej to jest trochę tak jak w reportażu, jest moment do wykorzystania i trzeba szybko wykorzystać tę chwilkę światła, o którą mi chodzi. Taka fotografia czysto kontemplacyjna jakoś mnie nudzi. Mogę się pochwalić setką zdjęć robionych w krótkich odstępach czasu jednego wchodu i przechodzenia słońca przez kolejne gałęzie, jak się zmienia światło w czasie tej wędrówki słońca. Każde zdjęcie jest inne.
Gdzie połknąłeś fotograficznego bakcyla, kto wciągnął cię w świat fotografii?
Do fotografii wciągnął mnie mój ojciec. Fotografował jeszcze na kliszy, ja też zaczynałem fotografować na kliszy i mam bardzo wiele zdjęć na kliszy 6×7, zrobionych Mamiyą. Przeskoczyłem później ze slajdów na małą klatkę aparatu i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nie potrafiłem robić zdjęć małoobrazkowym aparatem. To był najgorszy okres fotografii w moim życiu. Pierwszym aparatem cyfrowym była tzw. małpka Olympusa, później Canon 50 D, później zacząłem robić tzw. pełną klatką i teraz nie narzekam na aparat cyfrowy.
Czy masz swoich ulubionych fotografów?
Moim ulubionym fotografem jest Edward Hartwig i Jan Bułhak. Z amerykańskich to Ansel Adams. To klasycy fotografii.
W modę weszły drony i fotografie z lotu ptaka. Nie kusi cię żeby pokazać Orzyc z góry?
Podobają mi się zdjęcia z drona, ale jednak wolę skupić się na tym, co widać z ziemi. Bardzo bym chciał sfotografować snujące się mgły z góry. Ale to jest temat do wykorzystania raz czy dwa, potem już się nudzi. Wolę fotografować z poziomu gruntu. Kiedyś na wiosnę latałem nad Orzycem, ale było to w południe. Fajne zdjęcia, można ciekawie pokazać meandry Orzyca, ale artystycznie to nie było to.
Bardziej teraz zainteresowałby mnie podnośnik, żebym mógł np. z innej perspektywy na mostach pokazać Orzyc, czy gniazda bocianów z ich poziomu. Czyli np. 20 metrów w górę, ale cały czas z aparatem w ręku.
Za każdym zdjęciem stoi historia jego powstawania i historia miejsca, które przedstawia. Dla autora zdjęcia są jak dzieci i wszystkie je kocha, ale powiedz, czy są na tej wystawie zdjęcia, do których masz szczególny sentyment?
Jest na wystawie zdjęcie z którym wiąże się wyjątkowa historia. To zdjęcie drzewa na Łęgu. Było ono przez kilka lat tematem moich fotografii, ponieważ idealnie się komponowało. Każdego poranka jak tam jeździłem i fotografowałem, to wychodziły zdjęcia, z których każde mogło się znaleźć na wystawie. Tak bardzo było fotogeniczne. To drzewo kiedy umierało i na zdjęciach było już to widać, to koledzy żartowali, żebym posadził nowe na tym miejscu, bo jest to miejsce wyjątkowe. Niestety, to już jest koniec z tym drzewem, to już jest historia. Łęg się już zmienił nie do poznania, nie ma starego drewnianego mostu, nie ma już drzewa. To zdjęcie będzie na wystawie.
Jest jeszcze inne zdjęcie z historią. Polowałem na nie 30 miesięcy. Niestety, tego zdjęcia nie będzie na wystawie, tak jak i wielu innych. Najtrudniejszy dla fotografa zawsze jest wybór zdjęć. Musiałem tego wyboru dokonać. Ale ja myślę, że to jest dopiero początek prezentacji moich zdjęć. Za dwa miesiące będzie kolejna moja wystawa w Galerii na Pradze w Warszawie.
Gdzie jeszcze można zobaczyć Twoje zdjęcia zrobione nad Orzycem?
Dużo zdjęć na konkursy nie wysyłam, ale zawsze wysyłam na Foto Art Medica i np. zdjęcie żurawi zostało nagrodzone złotym medalem jako najlepsze zdjęcie w 2016 roku. Fajny był konkurs robiony przez marszałka Struzika, temat – „Z biegiem rzek”. Idealnie się wpisywał w moje zdjęcia. W kalendarzu Mazowsza na 2018 rok są moje dwa zdjęcia rzeki Orzyc. Zdjęcie bociana jest na okładce albumu Towarzystwa Przyjaciół Chorzel. Moje zdjęcia są też w albumie o Orzycu, który został wydany przez gminę Krasnosielc. Cały czas myślę o swoim indywidualnym albumie i myślę, że jest to kwestia najbliższych dwóch, trzech lat. To będzie takie podsumowanie tej fotograficznej fascynacji Orzycem.
Z albumem nie jest łatwo, bo wydawnictwach mówią mi, że o Orzycu to prawie nikt nie słyszał. Wielu osobom rzeka Orzyc kojarzy się z rzeką Orzysz, mylą ją, ja wtedy prostuję i mówię o tej ” mojej” rzece. Powolutku drążę jednak temat i myślę, że ten album zostanie wydany.
Tak na marginesie, to nieznajomość Orzyca służy tej rzece, nawet mi niektórzy mówią, żebym jej tak nie promował, bo przyjadą tłumy i ją zadepczą. Ale Orzyc to nigdy nie będzie taką rzeką jak np. Krutynia. Orzyc jest rzeką o niestałym poziomie wody, nie można przy niej ustawić budki z jedzeniem dla turystów nad sama wodą. Bo woda w Orzycu cały czas się zmienia i raz do tej budki będzie za daleko, a drugi raz będzie cała w wodzie.
Jednym słowem dla ciebie Orzyc to….
Orzyc, to temat rzeka. Niekończąca się przygoda, cały czas odkrywam coś nowego.
Dziękujemy za rozmowę.
Na zdjęciach: Maciej Jóźwiak w czasie przygotowań do wystawy w makowskim MDK, czwartek, 20 września 2018 r.
Bardzo, bardzo interesująca rozmowa. Gdy sie czyta, chciałoby sie osobiscie poznać tego artystę, wielkiego fascynata lokalnej rzeki i fotografii. Chciałoby się zaraz pójść obejrzeć jego prace. Do kiedy ta wystawa, bo w sobotę nie mogę?
Wystawa będzie dostępna do 12 października.
Miło jest przeczytać rozmowę autora fotografii nad Orzyckiej, które jakkolwiek dotyczą tylko tej jednej rzeki, to tak naprawdę nabierają charakteru uniwersalnego. Warto mieć w życiu pasję, swoje miejsce do którego i tak się wróci choćby wcześniej odbyło się jak najodleglejsze podróże i to będzie zawsze TO MIEJSCE. Na przykład dla Okudżawy Polska, a szczególnie Kraków, zawsze były najważniejsze choć odbył w swoim życiu potem wiele podróży, bo Polska dla niego była pierwszym krajem spoza ZSRR, które odwiedził i tu zdobył bodaj największą popularność, ale także dlatego, że….i tu się zatrzymam. Polecam wysłuchanie piosenki „Agnieszka” i wszystko stanie się jasne.