Makowscy policjanci łapią nie tylko przestępców

O wędkarstwie – chorobie przenoszonej drogą koleżeńską rozmawiamy z Marcinem Ostrowskim z Komendy Powiatowej Policji w Makowie Mazowieckim.

Od kilku lat makowscy policjanci należą do wędkarskiej czołówki wśród służb mundurowych. Dwukrotnie zdobyli tytuł drużynowych mistrzów Polski. W miniony weekend (2-4.06) zdeklasowali konkurencję pewnie wygrywając – drużynowo i indywidualnie - Mistrzostwa Wędkarskie Północnego Mazowsza w wędkarstwie spławikowym

Wyniki mówią same za siebie: I miejsce w kategorii drużynowej wywalczyła drużyna z Makowa Mazowieckiego, łowiąc ryby na łączną wagę 49,925 kg. II miejsce zajęła drużyna z Ciechanowa, która złowiła ryby o łącznej wadze 6,915 kg, III miejsce zajęła drużyna z Żuromina z łączną wagą ryb 6,525 kg. W kategorii indywidualnej pierwsze miejsce zajął Marcin Ostrowski, drugie miejsce zajął Grzegorz Trojanowski, a trzecie miejsce Robert Olbryś. Wszyscy trzej to funkcjonariusze makowskiej policji.

Po zawodach spotkaliśmy się ze zwycięzcą zawodów, Marcinem Ostrowskim, by porozmawiać o zawodach i jego wędkarskim hobby.

Jaki był sekret waszego sukcesu na ostatnich zawodach?

– Myślę, że głównym czynnikiem, który odegrał rolę w tym sukcesie była zanęta. Tajemnica dobrego wędkowania tkwi w wielu rzeczach. Na sukces składają się różne elementy: technika wędkowania, rozpoznanie łowiska, zanęta to 20 procent. Zawody odbywały się w Borowym Młynie w powiecie nidzickim. (90 km od Makowa). Byliśmy tam pierwszy raz, nikt z nas tam wcześniej nie łowił. Gatunki ryb, jakie tam występują, ustalaliśmy okrężnymi drogami, między innymi przez znajomych, którzy znają to łowisko. Powód drugi to dobry wybór składu drużyny. W makowskiej komendzie wędkuje około 20 osób. Z tej dwudziestki wytypowana została 7-osobowa reprezentacja na te zawody. Znamy się dobrze, wiemy jak kto wędkuje, nie raz byliśmy na różnych zawodach wędkarskich w tym na Mistrzostwach Polski Służb Mundurowych.  Ja osobiście brałem udział w Mistrzostwach Polski , Grand Prix Polski. To są wieloletnie doświadczenia łowienia ryb, dzięki którym mogliśmy wytypować reprezentantów.

Jak wyglądały wasze przygotowania?

– Praktyczne rozpoczęcie zawodów jest dużo wcześniej niż dzień łowienia. Przygotowania do zawodów trwają dwa, trzy dni. Wcześniej, przed dniem zawodów trzeba zrobić sobie zestawy na odpowiednią wodę (mniej więcej wiedzieliśmy jaka będzie głębokość łowiska), sprzęt, zanęty  (za zanęty, gliny, robactwo jestem odpowiedzialny zawsze ja). Rozpoznaję i podpowiadam technikę łowienia. To opracowujemy w domu, ale jak się nie zna łowiska, to korygujemy to na miejscu. Bo może zmieniać się np. temperatura. Zmiany techniki mogą być też zależne od miejsca jakie kto wylosował. Te przygotowania odbywają się w domu. Miejsce gdzie odbywały się zawody to łowisko specjalne i było tam dużo ryby.

A jak wyglądały same zawody?

– Rozpoczęły się o godzinie 7. Była zbiórka i losowanie stanowisk. Nie byliśmy jako drużyna w jednym miejscu. Każdy łowił indywidualnie na swoim stanowisku. O godzinie 8 był start zawodów. Najpierw był sygnał – nęcenie, po 10 minutach padł drugi sygnał – łowienie. Samo łowienie ryb trwało 5 godzin. Potem było ważenie ryb i ogłoszenie wyników. W czasie łowienia czułem, że dobrze wychodzimy, gdzieś na czołówkę, ja wiedziałem ile ryb złowiłem, ale widziałem też kolegę naprzeciwko, że też ma ryby, bo widać było że ciągnie i to niemałe ryby, bo my łowimy wędkami 13-metrowymi, (to są wędki wyczynowe), widziałem, że kolega ciągnie ryby i wiedziałem, że będzie dobra lokata.

Skąd się wzięło pańskie hobby?

– To tradycja rodzinna. Na pierwsze ryby zabrał mnie tata. To był staw prywatny w okolicach Różana. Bo ja pochodzę stamtąd. Tam stawiałem pierwsze kroki w wędkarstwie, uczył mnie tata.

Pamiętam nawet przycięcie pierwszej ryby, która poleciała dwa metry nade mną.

Tata mówił, że jak spławik się schowa, to wtedy należy rybę przyciąć. Moja pierwsza ryba to był mały karp, ważył 15-20 deko. Jak ją złowiłem, to później ją wypuściłem. Tata też wędkował od dziecka i dlatego mnie jako dziecko nauczył wędkowania. Mamy dwie pasje: myślistwo i wędkarstwo. Potem zacząłem sam wędkować i łowiłem ryby wszędzie gdzie się dało. W rzekach, jeziorach, w każdym miejscu gdzie była woda. Wędkuję lokalnie, nie jeżdżę specjalnie gdzieś daleko.

Kiedy zaczął pan wędkować bardziej wyczynowo?

Zawodnicza przygoda zaczęła się później od roku 2000, uczestniczyłem wtedy w pierwszych zawodach, było to w Kole, potem w 2010 roku brałem udział w zawodach okręgowych okręgu mazowieckiego (to największy okręg w całej Polsce), następnie w 2012 pojechałem pierwszy raz na Mistrzostwa Polski do Bydgoszczy. Łowiliśmy na Kanale Bydgoskim – tam zająłem 6. miejsce w całej Polsce. W 2013 roku wziąłem udział znowu w Mistrzostwach Polski, które odbywały się na Kanale Żerańskim, po pierwszej turze zdominowałem pozostałych ( jest z tego wydarzenia nagranie na YouTube), złowiłem największą ilość ryb spośród wszystkich zawodników. Jednak zająłem dopiero 3 miejsce, bo liczyły się sektory.

Jaki rodzaj wędkarstwa lubi pan najbardziej?

Moje ulubione wędkarstwo to wędkarstwo spławikowe. Ten sposób spędzania wolnego czasu jest dobrą odskocznią od życia zawodowego. Można się wyciszyć, zrelaksować. Siedząc w samotności, czy też z kolega nad wodą, w miejscu gdzie nie ma ludzi, doceniamy ciszę, śpiew ptaków, przyrodę. Dla nas, policjantów, to jest bardzo dobry sport. Coraz więcej osób wchodzi w taki sposób spędzania wolnego czasu, wciągają się w wędkarstwo. Jeden zaraża wędkowaniem drugiego. Ja zaczynałem sam wyczynowo łowić ryby, a teraz w pracy już jest kilkunastu kolegów i to się cały czas rozszerza. Ja to nazywam, że jest to choroba przenoszona drogą koleżeńską. Każdy miał jakieś zalążki wędkowania, ale żeby zajął się tym wyczynowo czy nawet tylko hobbystycznie, trzeba pokazać tego dobre strony, zarazić tą pasją. Jestem też skarbnikiem w Związku i widzę, że to hobby staje się coraz popularniejsze, z roku na rok liczba członków PZW wzrasta. Jak ktoś z Makowa wygra w jakiś zawodach, to zainteresowanie wśród mieszkańców wzrasta, podobnie jak było z małyszomanią. Dobry przykład zaraża i inni idą w jego ślady.

Czy zarażają się tylko dorośli, czy także dzieci i młodzież?

Młodzi wędkarze mają się od kogo uczyć,

przychodzą do mnie młodzi ludzie, zaczepiają mnie na ulicy, nawet podczas służby i pytają jak mają łowić.

Często są to dzieci, młodzież. Te dzieci, jeśli uzyskają właściwą poradę jak złowić rybę, jaki zestaw zrobić, jakiej użyć zanęty, jak nie popełnić błędów, to oni pójdą nad wodę i złowią tę rybę, a wtedy są już zaszczepieni tym hobby, tym sposobem spędzania czasu, zdrowego trybu życia. Jeśli dobrze podpowiemy jak to wszystko zrobić i dziecko złowi rybę, nie ma poczucia zmarnowania czasu. Nie musi brać tej ryby do domu, często wypuszcza się ją z powrotem. To chodzi o taką formę spędzania czasu. Ja też często wypuszczam złowione ryby. Podczas zawodów w 100 % ryby są wypuszczane z powrotem do wody. Jak łowię prywatnie, to czasami zabieram jakąś rybę do domu, bo zwyczajnie lubię ryby. zostało mi to od dziecka, kiedy chodziliśmy z tatą łowić miętusy. Łowiliśmy je w w Różanicy, tam miętusa było dużo. To była jedna z lepszych ryb. Teraz powoli już się odbudowuje ich występowanie i można je złowić w naszym Orzycu. Teraz jest czystsza woda, ryb jest coraz więcej, nawet takich gatunków jak miętus, które w pewnym okresie zaczęły ginąć.

Ile trzeba wydać pieniędzy żeby łowić wyczynowo?

Takie hobby nie jest tanie, ja wydałem na to wszystkie oszczędności.

Na szczęście rodzina bardzo dobrze znosi moje hobby, żona wędkuje, córka wędkuje też wyczynowo. To jedna z form wspólnego spędzania czasu.

Lubimy razem chodzić do kina, ale i tez lubimy razem chodzić na ryby. Córka ma obecnie 12 lat, a łowi już od 4 roku życia.

Kiedy zorganizujecie kolejne zawody dla dzieci?

Pod koniec czerwca, będą kolejne zawody w ramach akcji „Bezpieczne wakacje nad wodą”.

Będziemy organizować zawody dla dzieci nad zalewem. Przychodzi na takie zawody coraz więcej dzieci, co nas bardzo cieszy, bo to jest bardzo zdrowe hobby. Dzieci spędzają czas na świeżym powietrzu, uczą się rozumienia praw przyrody. Mamy też szkółkę wędkarską. Dzieci z tej szkółki jeżdżą na zawody okręgowe, gdzie zajmują całkiem niezłe miejsca. Uczymy dzieci przyrody i pokazujemy zdrowe i bezpieczne hobby. Jeśli dziecko ma w rodzinie przykład takiego dobrego konika, to najczęściej to samo go zaczyna interesować i idzie podobną drogą. Zaraża się wędkowaniem, pozostanie w nim do końca życia i przekaże je kolejnym pokoleniom. To hobby uspokajające, ale kto złowi pierwszą rybę, poczuje również adrenalinę, to później uzależnia. Bo mimo pozorów spokoju, w wędkowaniu jest adrenalina. Największa jest jak się holuje grubą rybę.

Na zdjęciu: Marcin Ostrowski na służbie.

Rozmawiała: Grażyna Myślińska

.

hobbyMarcin OstrowskiMistrzostwa Północnego MazowszapolicjancirybywędkarzewękarstwozalewZawody wędkarskie
Komentarze (4)
Skomentuj