Krasnosielc – kolebka Hollywood

Krasnosielc – kolebka Hollywood.

Hollywood, amerykańska fabryka snów, narodziła się w Krasnosielcu,. Tu przyszli na świat bracia Warner, założyciele Warner Bros, jednej z największych wytwórni filmowych na świecie.

Wytwórnia została założona przez braci Warner: Alberta, Sama i Harry’ego, żydowskich imigrantów urodzonych w Krasnosielcu w powiecie makowskim jako Aaron, Szmul i Hirsz Wonsal oraz Jacka, urodzonego już w Kanadzie jako Itzhak Wonsal. Dzisiaj Warner Bros jest producentem lub dystrybutorem ponad sześciu i pół tysiąca filmów fabularnych oraz czternastu tysięcy tytułów animowanych. Dla wytwórni braci Warner pracowały i wciąż pracują największe gwiazdy światowego kina, by wymienić choćby Clinta Eastwooda, Mela Gibsona, czy Stanleya Kubricka.

W swojej autobiografii Jack Warner tak opisuje decyzję ojca o emigracji:

„W knajpie w Krasnosielcu ojciec wpadł na kumpla, również szewca. Nazywał się Waleski. Wszyscy uważali go za idiotę. Waleski zwierzył mu się, że ma dosyć Kozaków, głodu i pustych kieszeni i chce załatwić sobie pracę na frachtowcu płynącym do Ameryki. Ojciec pomyślał, że może ten Waleski nie jest wcale aż taki głupi. Następnego dnia Waleski zniknął i ojciec o nim zapomniał. Po kilku miesiącach przyszedł list od Waleskiego. List kończył się zdaniem: »Musisz przyjechać do Baltimore, tutaj wszyscy noszą buty. Ameryka to bogaty kraj, z ulicami płynącymi złotem«.

Jeśli ten głupek mógł znaleźć złoto, to co dopiero ja – pomyślał ojciec. Ben Warner miał dwadzieścia sześć lat, kiedy postanowił opuścić Krasnosielc”..

„Witamy powracających do korzeni”…

Rzecz zapewne nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie usilne pragnienie dotarcia do korzeni, żywione przez potomków założycieli Warner Bros. Trzeba od razu stwierdzić, że ujawniło się ono tylko raz, za to w bardzo spektakularny sposób. Według starszych mieszkańców Krasnosielca wyglądało to tak.

W marcu roku 1992 w sekretariacie wójta Mirosława Glinki pojawił się niezmiernie elegancki mężczyzna, któremu towarzyszyło kilku dżentelmenów z wielkimi pakunkami. Gdy otworzyły się drzwi wójtowskiego gabinetu, do środka wszedł tylko szef grupy. Był to Gregory Orr, producent filmowy z Los Angeles.

Jego mowa była krótka. – Założyciele największej na świecie wytwórni filmów – zaczął Orr – pochodzą z Krasnosielca. Pragnieniem ich potomków jest upamiętnienie tego faktu. Chcieliby zatem, by jeden z pożydowskich domów w miasteczku został zamieniony na muzeum ich pradziadów. Chcieliby także, by na rynku stanął pomnik założycieli wytwórni. Gdyby zaś udało się nazwać ich imieniem jakąś uliczkę, byliby w pełni usatysfakcjonowani.

Rozumiejąc zaś, że jest rzeczą nieroztropną tylko chcieć, nie oferując niczego w zamian, Warnerowie proponują, co następuje: miasto otrzymywać będzie kasety z wszystkimi filmami wytwórni na pożytek mieszkańców. Warner Bros zobowiązuje się także zorganizować doroczny plenerowy festiwal filmów wytwórni z udziałem pracujących dla niej gwiazd filmowych. Impreza miałaby charakter co najmniej ogólnopolski, a być może i międzynarodowy. Mogłaby się odbywać na błoniach nad Orzycem, które stary Warner wspominał z rozrzewnieniem aż do śmierci.

Na koniec, jako kurtuazyjny drobiazg, mają zaszczyt złożyć na ręce głowy gminy dwutygodniowe zaproszenie do wytwórni w Hollywood wraz z osobą towarzyszącą, oczywiście na koszt firmy. Orr nadmienił też, że wziął ze sobą ekipę filmową, by nakręcić dokumentalny film o Krasnosielcu. Ekipa gotowa jest do działania i jeśli wójt nie ma nic przeciwko temu, od razu przystąpi do dzieła.

Sprzeciwu na to ostatnie życzenie nie było. Co do reszty, to rzecz brzmiała tak fantastycznie, że wójt uznał, iż decyzje musi podjąć rada gminy. Orr zgodził się poczekać kilka dni.

W tym czasie jego filmowcy niezmordowanie kręcili. Zafascynowała ich egzotyka miejsca. Ich zdaniem, niewiele się zmieniło od czasu kiedy rodzina Warnerów je opuściła.

Hollywoodzkich filmowców szczególnie fascynowały furmanki. Jeden z woźniców na ich prośbę kilkukrotnie powtarzał brawurowy najazd na kamerę. Niemało taśmy poszło na sceny karmienia gęsi i ich dostojny przemarsz nad Orzyc.

Rada gminy wykazała się sceptycyzmem. Muzeum, według większości, urządzić nie sposób, bo gdzie wykwaterować mieszkańców domu muzealnego? Budować nowy? A skąd pieniądze? Nie mniej wątpliwa okazała się sprawa pomnika. – Krasnosielc jest za mały na kilka pomników – argumentowano. W centrum stoi już pomnik Naczelnika Kościuszki, odsłonięty przed wojną, a w czasie okupacji z narażeniem życia przechowany i odsłonięty na 1000-lecie Chrztu Polski. Pomysł zmiany nazwy ulicy upadł ze względu na koszty, jakie musieliby ponieść mieszkańcy. – Sama wymiana dowodów osobistych to poważny wydatek. – Głosów nam to nie przysporzy – powtarzano i projekt upadł.

Pozytywna część amerykańskiej propozycji również została poddana krytyce. Kasety, owszem, ciekawa rzecz, ale mogą wywołać konflikty, kto i w jakiej kolejności wypożycza. Filmowy festiwal na błoniach – tu nie było wątpliwości. Po Jarocinie, który w Krasnosielcu z niczym dobrym się nie kojarzył, zgodnie uznano, że masowy najazd publiczności może tylko zaburzyć spokój w miasteczku i przynieść więcej szkód niż pożytków, o zadeptaniu trawy na błoniach nie wspominając. Sama konieczność wynajęcia toy-toyów dla kilkunastu tysięcy ludzi – obawiano się – może doprowadzić gminę do bankructwa. Brak toalet może z kolei doprowadzić do epidemii i dosłownego zalania miasta, wiadomo czym.

Ostało się tylko zaproszenie dla wójta.

Sprawą podnieciły się niezdrowo nawet centralne gazety, dając na jedynkach materiały pod krzykliwymi tytułami w rodzaju „Wójt jedzie do Hollywood”.

Jak zwykle okazało się, że prasa kłamie. Wójt zaproszenie przechowywał w samochodzie. Było to auto marki Zaporożec, ukraińskiej produkcji. Miało swoje zalety, jak na przykład działający niezależnie od silnika układ ogrzewania. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ten właśnie układ był przyczyną pożaru, który strawił auto i cenne dokumenty.

W tej sytuacji nakręcona na życzenie Gregory Orra filmowa scena, w której wójt — stojąc w drzwiach urzędu gminy — zwraca się do przedstawicieli Warner Bros słowami „witamy powracających do korzeni”, nabrała wydźwięku surrealnego.

Wójt Glinka po dwudziestu latach zarządzania gminą karierę samorządowca porzucił kilka kadencji temu. Pracuje teraz w warsztacie kamieniarskim. Według niego historia w tej wersji jest mocno podkoloryzowana i godna hollywoodzkiej fabryki snów. Gregory Orr i filmowcy rzeczywiście odwiedzili Krasnosielc i nakręcili film. Glinka przechowuje nawet wizytówkę producenta filmowego. Nie mieli jednak ani wspomnianych żądań, ani propozycji. Celem ich wizyty było odnalezienie starych metryk oraz nakręcenie filmu. – Propozycję odwiedzenia wytwórni uznałem za akt czystej kurtuazji, rzeczywiście jednak zaproszenie spłonęło w samochodzie – mówi Mirosław Glinka. Sam film nie przypadł wójtowi do gustu – prezentował głownie stare pożydowskie chałupy, pomijając pozytywne zmiany w pejzażu miasta.

Paweł Ruszczyński jest wójtem drugą kadencję. Mówi, że znaczną część pierwszej zajęło mu załatwianie zaległych spraw. Na szczęście teraz może poświęcić się realizacji własnej wizji. Przyszłość widzi w ekologii. Przed trzema laty gmina otrzymała wyróżnienie EKOpozytyw Mazowsza. Marzeniem wójta jest znalezienie poważnego inwestora. Gmina ma atrakcyjną sześciohektarową działkę. Gdyby taki inwestor się znalazł, złagodzeniu mogłoby ulec bezrobocie. To poważny problem gminy. Młodzi wyjeżdżają stąd w poszukiwaniu pracy, gminna społeczność się starzeje.

Drugą pasją wójta Ruszczyńskiego jest historia, w tym historia najbliższej okolicy. Kiedy obejmował urząd, widział szansę na wypromowanie Krasnosielca poprzez braci Warner. Podejmował próby odnowienia kontaktu z Warner Bros. – Raz nawet przyszła odpowiedź – opowiada wójt – ale mnie zmroziła. – Główną częścią pisma było pytanie, czy gmina pokryje koszty podróży i pobytu delegacji z Hollywood. Koszty byłyby na tyle duże, że zrezygnowaliśmy.

Kilka lat temu gmina zorganizowała jednak mini festiwal filmowy pod nazwą „Małe kino wielkich braci”. Wójt zaprosił wtedy mieszkańców do kina „pod chmurką” w parku miejskim przy Urzędzie Gminy. Na dużym dmuchanym ekranie wyświetlone zostały dwa filmy: jeden dla dzieci, drugi dla dorosłych. Obydwa pochodziły z wytwórni Warner Bros.

Przed seansem młodzież wygłosiła krótką prelekcję pt. „Śladami krasnosielckich Żydów”. Inna grupa przygotowała żydowskie przysmaki: mace i słodkie placuszki. Uczniowie poprzebierali się w stroje z kreskówek Warner Bros. Impreza bardzo spodobała się mieszkańcom.

„Sala widowiskowa” w miejskim parku wypełniona była po brzegi małymi i dużymi widzami. I jak w prawdziwym kinie był też popcorn i wata cukrowa. Starszym mieszkańcom przypomniało się plenerowe kino z lat 60. XX wieku, kiedy to na rozpiętym na szkole prześcieradle oglądali „Krzyżaków” i „Siedmiu wspaniałych”.

Były wójt Glinka marzy sobie, by Krasnosielc kiedyś upamiętnił braci Warner. – Może jakiś element przy wjeździe albo ławeczka i postaci przy rynku? – zastanawia się.

bracia WarnerFilmGregory OrrHollywoodKrasnosielcOrrWarner BrosWarner Brothers
Komentarze (2)
Skomentuj
  • G. Orr

    I don’t know where you got your information about my visit in 1992, but it is most inaccurate. I spent one day in Krasnoliec with my film crew, and we asked for nothing, but to film the town, We met briefly with town officials, and everyone was very accommodating, but there was no mention of museums, or changing street names, or film festivals. We left, grateful to our hosts, but nothing as described in this post. I understand that my cousin from France visited many years later, and perhaps she had more detailed discussions with the town, but I have heard nothing about what is described above. – Gregory Orr, New York, NY

    Google translate: Nie wiem, skąd brałeś informacje o mojej wizycie w 1992 roku, ale jest to najbardziej niedokładne. Spędziłem jeden dzień w Krasnolcu z moją ekipą filmową i nie prosiliśmy o nic, ale żeby sfilmować miasto, Spotkaliśmy się krótko z urzędnikami miejskimi i wszyscy byli bardzo przychylni, ale nie było mowy o muzeach, ani o zmianie nazwy ulicy, albo festiwale filmowe. Wyszliśmy, wdzięczni naszym gospodarzom, ale nic, jak opisano w tym poście. Rozumiem, że moja kuzynka z Francji odwiedziła wiele lat później i być może przeprowadziła bardziej szczegółowe rozmowy z miastem, ale nie słyszałem nic o tym, co zostało opisane powyżej. – Gregory Orr, New York, NY

    • Albert Golon

      Mr. Orr, it is later explained in the article by Mr. Glinka, that there was no mention on Your part about changing street names, building statue and organising a film festival. As a former resident of Krasnosielc, please take my deepest apologies, if You felt offended.
      Albert Golon
      Winchester, UK